Ukraina: Ksiądz Doktor? Tu SB (Gazeta Wyborcza)
Ukrainie nie grozi powrót do totalitaryzmu. Ale do miękkiego autorytaryzmu sprzed pomarańczowej rewolucji – jak najbardziej
Obydwa uniwersytety są prywatne i niewielkie, mają na wskroś zachodni system nauczania, przywiązują też ogromne znaczenie do kontaktów z Polską.
Założycielem “Mohylanki”, która nawiązała do tradycji sławnej akademii z czasów I Rzeczypospolitej, był Wiaczesław Briuchowiecki – literaturoznawca i polonofil. Grono jej profesorów uświetnia Natalia Jakowenko – znakomita historyczka Rzeczypospolitej Obojga Narodów i autorka klasycznej już pracy o dziejach Ukrainy do końca XVIII wieku.
UKU nawiązuje do tradycji Akademii Teologicznej założonej w 1929 r. przez greckokatolickiego metropolitę lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego. Jej pierwszym rektorem był ks. Josyf Slipyj – następca Szeptyckiego, więzień sowieckiego Gułagu z 18-letnim stażem, kardynał i twórca katolickiego uniwersytetu ukraińskiego w Rzymie.
Akademię Teologiczną, a później lwowski UKU reaktywował ks. dr Borys Gudziak, dziś jej rektor – urodzony w USA syn emigrantów z Ukrainy, historyk Cerkwi greckokatolickiej i absolwent Uniwersytetu Harvarda. Wicerektorem UKU jest prof. Myrosław Marynowycz – myśliciel religijny, więzień Gułagu i wielki orędownik polsko-ukraińskiego pojednania. Dziekan wydziału historycznego to prof. Jarosław Hrycak – znakomity historyk, autor syntezy najnowszych dziejów Ukrainy (wywiad rzekę z nim przeprowadzony przez Izę Chruślińską wydała niedawno Krytyka Polityczna).
***
Ogromne poruszenie na Ukrainie oraz poza jej granicami wywołała z pozoru niewinna wizyta funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa Ukrainy u ks. Gudziaka, do jakiej doszło w maju tego roku, gdy studenci protestowali przeciwko nominacji Tabacznyka. – Mają oczywiście prawo protestować – stwierdził oficer. – Władze uczelni powinny jednak przestrzec ich przed odpowiedzialnością karną za udział w nielegalnych zgromadzeniach.
Po tych słowach wyciągnął kartkę papieru z listem SBU do rektora UKU i poprosił, by się z nim zapoznał i podpisał – potem jednak dokument powinien zwrócić. Na uwagę kapłana, że nie zwykł podpisywać dokumentów adresowanych do siebie i nie pozostawić sobie choćby kopii, funkcjonariusz SBU zadzwonił do zwierzchników z prośbą o instrukcje. Ci stwierdzili, że kopii dokumentu nie można zostawić, bo mogłaby “zostać wykorzystana w internecie”. Ks. Gudziak podpisu odmówił.
Podczas rozmowy oficer interesował się również zbliżającym się posiedzeniem Zgromadzenia Generalnego Federacji Katolickich Uniwersytetów Europy, które w najbliższych dniach miało obradować we Lwowie. Usłyszał, że główny temat posiedzenia, “Humanizacja społeczeństwa”, został podany w gazetach, podobnie stanie się z efektami jego prac. Same obrady są jednak zamknięte dla osób postronnych.
O spotkaniu z funkcjonariuszem ks. Gudziak poinformował swych współpracowników oraz uczestników Zgromadzenia Generalnego. Zapytał też jednego z rektorów uczelni lwowskich, czy spotkał się już w niepodległej Ukrainie z podobnymi praktykami. Usłyszał, że nie. Sprawę postanowił więc upublicznić. Sporządził memorandum, w którym opisał zajście.
***
O incydencie zrobiło się głośno. Napisał o nim m.in. George Weigel – autor szeroko znanej biografii Jana Pawła II “Świadek nadziei”. Zaniepokojenie wyraził amerykański Departament Stanu.
Anna Herman, bliska współpracowniczka prezydenta Janukowycza, zadzwoniła osobiście do ks. Gudziaka, wyrażając oburzenie działaniami SBU i tłumacząc je brakiem profesjonalizmu. Jednak Wałerij Choroszkowskij, szef SBU, ocenił, że podległa mu służba “nie będzie zmieniać metod działania”.
Na tym, można by rzec, incydent został wyczerpany. Jednak problemy, które wywołał, pozostały.
Po objęciu władzy przez Janukowycza i jego Partię Regionów wzmogły się obawy o stan swobód obywatelskich na Ukrainie. Niepokój wzbudziły ingerencje właścicieli mediów komercyjnych w pracę dziennikarzy i zapowiedzi ukraińskiej krajowej rady radiofonii i telewizji, że może odebrać koncesje niektórym stacjom telewizyjnym – akurat tym związanym z obozem pomarańczowych, m.in. kijowskiemu Kanałowi 5. W obronie wolności słowa zaprotestowali dziennikarze, twórcy i opozycja.
Prezydent i rząd uspokajają, że ukraińskiej demokracji nic nie grozi. Rzeczywiście, na razie nikt nie zamyka w więzieniach nieposłusznych dziennikarzy, działaczy społecznych czy polityków. Działa opozycja, uczelnie wyższe i niezależne media. Władze podlegają publicznej krytyce, choć współpracownicy Janukowycza starają się bardzo, by do społeczeństwa docierały same dobre wiadomości na jego temat.
Ukrainie nie grozi powrót do totalitaryzmu, lecz do miękkich form autorytaryzmu z czasów Leonida Kuczmy jak najbardziej. A w tym niebiescy od Janukowycza czuli się znakomicie. Nie było wielkich represji, lecz drobne szykany. W internecie można było przeczytać o wszystkim – w gazetach już niekoniecznie. Studenci mogli protestować, lecz władze “w poczuciu odpowiedzialności” im tego zabraniały.
Najskuteczniejszą obroną przed nawrotem tego niebezpieczeństwa jest jawność i okazywanie solidarności tym, którzy stali się obiektem bardziej lub mniej dolegliwych szykan i represji. Ukraińskie władze powinny zrozumieć, że prawdziwość ich deklaracji o przywiązaniu do wartości europejskich i dążeniu do Unii Europejskiej sprawdza się przede wszystkim w traktowaniu autonomii uczelni wyższych i wolności mediów.
Andrzej M. Eliasz
http://wyborcza.pl/1,97738,8094254,Ukraina__Ksiadz_Doktor__Tu_SB.html